Dlatego, że medycyna poza byciem nauką ścisłą jest również nauką humanistyczną, choćby ze względu na swój przedmiot (i podmiot), ale także sztuką. Sztuką słuchania, nawiązywania relacji z chorym, towarzyszenia mu w jego drodze ku zdrowiu, a czasem ku śmierci.
Wystarczy popatrzeć na najlepszych z najlepszych – z naszego podwórka choćby profesorów Andrzeja Szczeklika, Zbigniewa Religę, Marka Edelmana i innych, żeby dostrzec, że nie byli to wyłącznie sprawni rzemieślnicy, choć rzemiosło medyczne mieli opanowane do perfekcji.
Nie zamykali się jednak w wąskiej działce biochemiczno-fizjologicznej, a uprawiali medycynę holistyczną, głęboko humanistyczną i artystyczną, przez swoje zindywidualizowane podejście do każdego chorego, szerokie horyzonty i ogromną, również pozamedyczną wiedzę, z której nierzadko czerpali pomysły w sytuacjach nietypowych, gdzie nie wystarczały proste schematy postępowania.
I choć nie ma nic zdrożnego w byciu wystarczająco dobrym rzemieślnikiem, to nie ma również w próbach wzniesienia się wyżej i zostania medycznym artystą.
Do tego jednak trzeba prawdziwego zainteresowania drugim człowiekiem, jego życiem i sprawami.
(cytat mój, zdjęcie pochodzi z broszurki “Things I Wish I Knew” wydanej przez BMA dla młodszych kolegów)